Gary Neville udzielił obszernego wywiadu dziennikowi MARCA. Menadżer z chęcią odpowiadał na każde z pytań, wykazując na dodatek zainteresowanie ich hiszpańskimi tłumaczeniami. Na widok fotografa podchodzącego z butelką szampana odparł: „Nie mamy czego świętować”. Anglik ma nadzieję, że okazja
do tego rodzaju zdjęć nadarzy się dopiero po zakończeniu sezonu.
[M]ARCA: Jaki zespół zastałeś w Walencji?
[G]ary Neville: Pełen talentów. W ostatnich latach moje życie krążyło wokół futbolu, doceniam piłkarskie talenty. Gracze mogą osiągnąć wysoki poziom, ale ci młodsi wymagają jeszcze oszlifowania, by stać się gotowym produktem. Muszą dojrzeć, nabrać doświadczenia, ciężko pracować, rozwijać się zarówno fizycznie, jak i umysłowo.
M: Waszym celem jest zakończenie sezonu ligowego w pierwszej czwórce albo kwalifikacja do Ligi Mistrzów poprzez Ligę Europy. Zostałeś poddany trudnemu wyzwaniu.
G: Jest trudne, ale była to wspólna decyzja i musimy ją podtrzymywać. Nie możemy w głupi sposób tracić punktów, tego, co osiągnęliśmy w zeszłym roku. Trzeba spełniać ustalone oczekiwania.
M: Odrzuciłeś kuszący kontrakt od telewizji Sky na następne pięć sezonów. Czy to właściwy czas na zmianę ławki trenerskiej?
G: Związałem się długoletnim kontraktem ze Sky, ale w piłce tak jak w życiu, zmiany kierunku są dobre. Rozmawiałem w telewizji o braku wyzwań dla angielskich menadżerów, nie tylko w Premier League, ale na całym świecie. Nie mogłem odmówić Valenci, inaczej straciłbym wiarygodność. Byłem niejako następcą Hodgsona, a naturalnym awansem było objęcie reprezentacji Anglii.
M: I jest tak jak powinno być?
G: Ludzie mówią mi „trenerka jest stresująca”. Nie wiem, co się wydarzy, ale nie wyczuwam zdenerwowania, raczej relaks. Widzę u moich zawodników techniczny potencjał, entuzjazm
i pragnienie, by być wielkimi.
M: Objąłeś Valencie w środku sezonu. Czy widzisz w tym jakieś ryzyko?
G: Większym ryzykiem byłoby odpuszczenie takiej okazji i odrzucenie oferty. Wspaniałe wyzwanie, nie mogłem odmówić.
M: Twoja rodzina przenosi się do Walencji, ale nie jest pewne, czy będziesz tutaj
w przyszłym roku. Od czego to zależy?
G: Od klubu, właściciela, ode mnie i od graczy. Ktoś mi powiedział „Słuchaj, sześć miesięcy to zbyt krótko”, ale myślę, że wszyscy trenerzy na świecie mają umowę właśnie na tyle miesięcy. Nie na dłużej, bo piłka nożna bywa szalona. Jestem pewny swojego wyboru, moja rodzina niebawem tu przybędzie. Wynajęliśmy dom na dwa lata, w myślach zaplanowałem sukces, jednak to nie znaczy, że tak się stanie. Zobaczymy, co przyniesie czas. A wtedy,
w lutym lub marcu powiem konkretnie „Cóż, jest dobrze” albo „Mamy problem”. Ważna jest szczerość.
M: Czy nie uważasz, że status tymczasowego menadżera jest kłopotliwy?
G: Nie wiem jaki jest mój dokładny status, oprócz głównego słowa „menadżer”. Dobrze poznałem właścicieli i nie chcą całkowitej wymiany sztabu i piłkarzy. Nie taki powinien być futbol. Poproszono mnie, bym sprawował to stanowisko do końca sezonu, a potem powiedziano mi „poczekajmy i przekonajmy się”. Czy będę tutaj wystarczająco dobry?
Nie wiem. Musimy współpracować, doskonalić się i osiągać dobre rezultaty, zobaczymy. Niech się dzieje.
M: Jakie będą następne postanowienia Petera Lima [właściciel Valenci]?
G: [Peter Lim] był na meczu przeciwko Lyonowi. Rozmawialiśmy później przez dwie godziny, potem dyskutowaliśmy przez 15. minut po spotkaniu z Eibar. Ponadto codziennie widzę się
z panią prezydent Lay Hoon, ważna jest właściwa komunikacja.
M: Czy zamówiłeś wszystkim współpracownikom iPady żeby nie zapominali o swoich obowiązkach?
G: Zamówiłem je dla graczy, dla mnie takie gadżety nie są niczym specjalnym. Wszyscy zawodnicy potrzebują technologii, nastolatkowie są cały czas nią otoczeni. Dzięki temu znikają bariery językowe. Nie rozpatruję tego jednak jako obowiązku.
M: Powiedz coś więcej o tych iPadach…
G: Nie zmuszam, by z nich korzystać. Zachęcam jedynie do używania ich w celu docierania do szerszych informacji. Terry Venables [angielski trener, który przyczynił się do wyciągnięcia Barcelony z kryzysu w latach 80.) powiedział kiedyś, że praca trenera jest dobrze wykonana, gdy zawodnicy schodzą z boiska treningowego i mają wrażenie,
że rozegrali mecz. Musimy zaproponować im utrwalenie tych informacji, by w przyszłości nie zdarzały się niespodzianki. Niektórzy potrzebują tego więcej, inni nieco mniej, każdy ma prawo do własnego zdania. Po dobrych występach treningowych trzeba wpajać zawodnikom pozytywne rzeczy i podnosić poziom tego, co już solidne.
M: Czy możesz trenować Valencie bez świetnej znajomości tutejszego języka? Jak wydajesz instrukcje z ławki?
G: Wszędzie są trudności z komunikacją. Jestem asystentem w reprezentacji, przez wiele lat byłem też piłkarzem dlatego wiem, że właściwe porozumiewanie się jest trudne, niezależnie od narodowości. Są tutaj Angulo i Ochotorena [pracownicy sztabu posługujący się językiem angielskim], nie ma problemu w komunikacji. Podczas rozmowy z nimi mogę posługiwać się przecież tablicą taktyczną albo nagraniem video.
M: Nie obawiasz się plagi kontuzji?
G: Granie trzy razy w tygodniu to wielkie wyzwanie dla każdej drużyny. Ciężko jest zachować wszystkich w dobrej kondycji zdrowotnej, ale dawanie z siebie wszystkiego w każdym meczu to cecha wielkich zespołów. Czas na przygotowania był wcześniej, nie teraz. Widziałem kalendarz styczniowych spotkań i powiedziałem „Matko, jest strasznie zapełniony”. Tak samo dla mnie, jak i dla piłkarzy. Na tym etapie oczekujemy od młodych zawodników dobrego przygotowania fizycznego i mentalnego, w trudnych chwilach wykazania się właściwą dyspozycją.
M: Możesz rozmawiać ze swoim bratem Philem, kiedy coś idzie nie tak…
G: Wiem o tym, natomiast czuję się bardzo odprężony. Nie wszystko można kontrolować. Chcę wygrywać i na tym się skupiam. Kibice oczekują zwycięstw, ale kiedy zaczniemy ponosić porażki, wezmę odpowiedzialność za swoje czyny, nie ma problemu. Podobnie było
z Anglią. Przez dwa czy trzy lata fani patrzyli na nas dość nieprzyjaźnie. Bycie piłkarskim fanem to także przywilej publicznego okazywania złości, zniechęcenia. Płacisz,
więc wymagasz. Rozumiem to, bo też jestem fanem. Kibice są najważniejsi, mogą robić
co chcą. Rzeczą, której ja chcę jest radość, szczęście, bycie zadowolonym, ale też ponoszenie konsekwencji.
M: Jesteś zawodnikiem z generacji, która w bardzo młodym wieku otrzymała w Manchesterze United niesamowitą szansę zaistnienia od Fergusona. Myślisz o debiucie
17-letniego Villalby?
G: Wierzę w promocję młodych talentów. Fran ma ogromny talent i długą drogę przed sobą. Potrzebuje nabrania siły i ukształtowania osobowości. Byłbym dumny z jego ligowego debiutu, fani również. Z zachwytem oglądam jego wyczyny z piłką, jeśli tak będzie dalej, niebawem zobaczymy go w pierwszym zespole.
M: Myślisz, że pod Twoimi skrzydłami Negredo się odrodzi?
G: Jestem przekonany, że możemy przywrócić go do jego najlepszej dyspozycji. Wszyscy napastnicy potrzebują zaufania, ale jeszcze nie on. Widzimy ogromne postępy, nie ma co się spieszyć. Nie chcę podejmować ryzyka.
M: Ile godzin dziennie poświęcasz na naukę języka hiszpańskiego?
G: Na razie przeznaczam na to od półtorej do dwóch godzin. Cały czas oglądam materiały szkoleniowe o przeciwnikach. Po przeprowadzce do nowego domu zacznę oglądać lokalną telewizję. W tym momencie uczę się podstawowych zwrotów i odmian czasowników.