Wtorkowe rozprawy – Hipokryzja i smutek po finale Ligi Mistrzów

Jak co wtorek, Bartosz Burzyńskim tym razem o finale Ligi Mistrzów, który odbył się cztery dni temu. W sobotni wieczór byliśmy świadkami kolejnego zwycięstwa Realu Madryt. Jak do tej pory Królewscy wygrali aż jedenaście razy Puchar Europy i nikt z pozostałych wielkich zespołów, nawet nie zbliżył się do tego wyniku. Fakt, że Real Madryt jest jednym z największych klubów na całym globie jest oczywisty. Jednak w ubiegłą sobotę ktoś inny zasłużył na wygranie Champion League, o czym poniżej…

Na początku należy powiedzieć o przerażającej wręcz fali hejtu w stronę Beniteza. Serio uważacie, że Zinedine Zidane dokonał cudu? Kompletnie odmienił Real Madryt, na tyle by ten sięgnął po Ligę Mistrzów? Myślicie, że Benitez nie dałby rady przejście Romy, która kompletnie zapomniała o tym, że stuprocentowe sytuacje można zamieniać na bramki? Czy może nie ograłby przeciętnego Wolfsburga? W półfinale nie przeszedłby żałosnego Manchesteru City pod dowództwem znudzonego i makabrycznie słabego Toure? Owszem na końcu trafiłby na Atletico Madryt, ale z odrobiną szczęścia i ten mecz by wygrał. Potwierdzenie tego jakimi hipokrytami jesteście jest to, że wychwalacie Zidana za postawienie na Casemiro. Ten sam Benitez z którego szydzicie, również na niego stawiał, ale wtedy był błaznem. Pytaliście wtedy jak tak można? Sadza na ławce Isco i Jamesa, przecież to zbrodnia w biały dzień! Czy to nie Francuz miał odzyskać miliony Pereza wtopione w transfery Hiszpana i Kolumbijczyka? Prawda jest taka, że Benitezowi należy się podziękowanie, bo to on przygotował ten zespół na tyle by wytrzymał trudy sezonu. To była jego praca, a nie Zidana. Kompletnie nie mam pojęcia co takiego zmienił Zidane, poza tym, że zmienił się trener, nie zmieniło się zupełnie nic. Równie dobrze mógł tam przyjść Raul, Casillas, czy inny Guti. Zauważacie zależność? Przyszedł były zawodnik, który ma ogromny szacunek w klubie, żaden wybitny trener!

Parę miesięcy temu tutaj pisałem o tym, że Zidane faktycznie może dokonać czegoś wielkiego. Co więcej krytykowałem po części Beniteza, ale bardziej oberwało się Perezowi, który jest największą zarazą Realu Madryt. Od 8 lat ten wielki klub zdobył tylko jedno mistrzostwo Hiszpanii! Dorzucił do tego dwa puchary Europy, jeden zasłużony, a drugi niekoniecznie. Liczne sondy, które pojawiały się jak grzyby po deszczu, czy to aby nie najsłabszy zwycięzca Ligi Mistrzów w nowym tysiącleciu tylko to potwierdzają. Pamiętajmy, że w XXI wieku te same rozgrywki wygrało FC Porto.

Nie mam zamiaru stawiać jako argumentu tego, że Real Madryt strzelił pierwszą bramkę ze spalonego. Takie rzeczy zdarzają się przecież notorycznie. Pomijam też fakt, że Griezmann przestrzelił rzut karny, przecież to też jest ostatnimi czasy normą. Jednak pomimo tego wszystkiego, Real był drużyną słabszą. Ten mecz tylko potwierdza, że futbol jest strasznie niesprawiedliwą grą, zwłaszcza gdy decydują karne, gdzie jeden z najlepszych piłkarzy na boisku – Juanfran, przestrzelił jedenastkę, a po drugiej stronie jeden z najsłabszych na boisku, zakończył karne i wypiął klatę, która gościła na wszystkich czołówkach gazet sportowych następnego dnia.

„Cholo Simeone zbudował maszynę…” Zanim doszło do tego finału, takie zdanie można było przeczytać pierdyliard razy. Jednakże jak to zwykle bywa, nawet najdroższa i najlepsza maszyna może się zepsuć, a właściwie to jakaś część ulegnie uszkodzeniu. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy zamiennik znajduje się 2000 km od hali. Zanim zdobędziemy właściwą część produkcja stanie, a straty jakie poniesiemy będą równowartością przychodu jaki zrobiliśmy w ostatnie pół roku. W takich momentach główny inżynier czyt. Simeone, musi podjąć kluczową decyzję. Produkcja nie może stanąć, każda minuta to wielkie straty! Właśnie w takich momentach poznaje się najlepszego fachowca w firmie. Czy Simeone naprawił swoją machinę? Tak dokonał tego w przerwie, zmienił też parametry. Po pierwsze wprowadził Carrasco, który kompletnie odmienił obraz tego meczu. Po drugie, argentyński szkoleniowiec zmuszony był zagrać kompletnie inaczej niż dotychczas. Atletico musiało grać więcej piłką, a co za tym idzie zostali zobligowani do ataku pozycyjnego. W drugiej połowie piłkarze Simeone mieli 53% posiadania piłki. Strzelili bramkę, a mogli przecież dwie. Charyzmatyczny coach z Argentyny w swoim fachu bije na głowę Zizou, ale zdecydowało szczęście. Gdyby tak nie było, to do dzisiaj większość z was, zamiast ubóstwiać Francuza, pisałoby jakim to trzeba być niedoświadczonym imbecylem żeby w takim meczu, wykorzystać wszystkie zmiany do 75 minuty. Tak, tak to kompletny szczyt głupoty. Ostatni mecz sezonu, możliwa dogrywka, a do zagrania jeszcze 45 minut! Kontuzji doznaje dwóch zawodników i kończysz w dziewiątkę! Futbol to gra błędów, a praca trenera polega na tym by minimalizować wpływ losowości. Zidane to kompletny laik i jeżeli w przeciągu miesięcy na fali sukcesu nie dokształci się w podstawach, to zakończy dowodzenie Królewskim dokładnie w takim samym stylu jak Rafa Benitez. Perez nigdy nie miał i nie będzie miał problemu z wyrzuceniem trenera nawet w listopadzie i nieważne jest to, że wygrałeś w poprzednim sezonie najbardziej prestiżowe rozgrywki. Reasumując Zidane, to żaden cudotwórca, to tylko na chwilę obecną kopia DI Mateo.

Najsmutniejsze w tej całej historii jednak nie jest to, że Ligi Mistrzów nie wygrała najlepsza drużyna, bo tak przecież dzieje się bardzo często. Zdecydowanie większe zasmucenie wywołuje fakt, że to Atletico jej nie wygrało. Nieważne już z kim grali w tym finale, ale to był najbardziej prawowity następca tronu. Po drodze ograli FC Barcelonę i Bayern Monachium. Trudno wyobrazić sobie trudniejszą drabinkę. Dwa lata temu przegrali przecież w finale z Realem, po stracie bramki w 93 minucie. Parę dni temu polegli w rzutach karnych. W międzyczasie w derbach Madrytu, drużyna Cholo na dziesięć ostatnich spotkań polegała tylko jeden raz!

Po meczu, Simeone zaapelował do swoich wojowników, aby nie uronili tego dnia ani jednej łzy. Jak łatwo się domyślić, tym razem nie mogli go posłuchać i wylali morze łez. Cholo miał rację, rozegrali świetny sezon i nad czym tutaj płakać? Jednak miałem wrażenie, że każdy z tych zawodników płakał nie dlatego, że przegrali finał, ale dlatego, że zawiedli swojego trenera. Argentyńczyk na konferencji prasowej powiedział, że to jego porażka i musi przemyśleć przyszłość. Jeżeli zdecyduje się odejść, to będzie najsmutniejsze zakończenie bajki jakie kiedykolwiek miałem okazję ujrzeć. Większość z nas będzie pamiętała o świetnym Atletico Simeone zapewne do końca życia, ale kolejne pokolenia już zapomną. Nikt nie będzie pamiętał drużyny, która raz wygrała mistrzostwo Hiszpanii i dwa razy przegrał finał Champions League. Argentyńczyk ma tego świadomość i pomimo tego, że napisał równie romantyczną i wręcz niemożliwą historię jak ta Porto z 2003 roku, czy Leicester z 2016 roku, zostanie po czasie zapomniany. Najgorsze jest w tym to, że jego bajka była dużo, dużo dłuższa, niż ta Portugalczyków, czy Anglików. Tamte zakończyły się jednak happyendem, a ta raczej już się nim nie zakończy.

Opublikuj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*