Wtorkowe rozprawy – Simeone z brzydoty tworzy piękno

Jak co wtorek Bartosz Burzyńskim tym razem o trenerze Atletico Madryt, które wyeliminowało FC Barcelonę z Ligi Mistrzów w ćwierćfinale tych rozgrywek w ubiegłym tygodniu. Ponadto piłkarze popularnego Cholo w lidze mają tyle samo punktów co pierwsza FC Barcelona.

Z reguły gdy powstają tego typu teksty głównie mówi się o klubie, zawodnikach, a dopiero później o trenerze. Tutaj jest jednak zgoła odmiennie, to Cholo jest główną postacią tej drużyny. Argentyńczyk przydomek ten przybrał gdy miał 14 lat. Wówczas wtedy ówczesny trener Simeone, nazwał go właśnie w ten sposób, ponieważ jego gra przypominała mu futbol, który prezentował były zawodnik Boca Juniors, Carmelo Simeone (przyp. red brak pokrewieństwa) na którego wołano Cholo. Nie trudno się domyślić jaki styl gry prezentował Carmelo Simeone. Był to zawodnik energiczny i żywiołowy. Jak mawiał Franek Smuda, gryzł trawę aż miło.

Niemal w każdej drużynie w której występował był kapitanem. Nieważne czy miał dwanaście lat, czy dwadzieścia. Po prostu jak sam powtarzał, budził poczucie zaufania i posiadał zdolności przywódcze. Simeone uważa, że tego nie można się nauczyć, albo to masz, albo tego nie masz. Kapitańską opaskę w barwach drużyny narodowej założył już w wieku 24 lat. Dwa lata później wiedział już, że zostanie trenerem. W wieku 31 lat rozpoczął kurs trenerski, a praktykował jako trener już podczas kariery pilkarskiej. Zawsze przed spotkaniem robił zbiórki w szatni i przekazywał swoje uwagi. Nie mieszał się w taktykę, był profesjonalistą. Wiedział, że na razie nie jest trenerem, tylko piłkarzem. Pałał się jednak do pomocy, a trenerzy często korzystali z jego usług w tej kwestii.

Jak to zwykle bywa pierwsze szlify jako trener zbierał w rodzimym kraju, czyli Argentynie. Następny krok w karierze, to oczywiście klub w którym zostawił pot, łzy i krew. Tylko nieliczni wiedzieli wtedy, że okręt Los Rojiblancos z przydomowego bajorka w przeciągu kilku lat powróci na oceany. Simeone zbudował drużynę od postaw, a co najwazniejsze postawił się dwóm najlepszym klubom świata. Takie przypadki w  futbolu zdarzały się już i to wcale nie tak rzadko. Jeden sezon znakomity, góra dwa i później znowu pikowanie w stronę środka tabeli, a następnie stagnacja i zapomnienie na kolejne dwadzieścia lat. Jednakże tutaj mamy do czynienia z czymś, co już od prawie 5 lat utrzymuje się na powierzchni i walczy jak równy z równym we wszystkich rozgrywkach. Najlepszym przykładem tego jest to, że Atletico w ostatnich latach wygrało niemal wszystko, oprócz Ligi Mistrzów, gdzie przegrali przecież pechowo w finale z Realem Madryt, który zwykle karcą w ostatnich latach. Natomiast FC Barcelona w ostatniej dekadzie meldowała się zawsze w półfinale Ligi Mistrzów, oprócz dwóch przypadków kiedy odpadali w ćwierćfinale właśnie z… Atletico Madryt. Jeżeli w tym roku drużyna charyzmatycznego Argentyńczyka wygra puchar Europy, to Simeone zapisze się w historii futbolu złotymi literami na pierwszej stronie. Jak do tej pory jest na drugiej, ale to kwestia czasu aż będzie trzeba wyrwać tę kartkę i przykleić w miejsce okładki.

Naturalnym wydaje się, że przejmie reprezentację Argentyny, która wygra Mundial. Ciekawe czy Leo Messi doczeka się tej chwili, bo obecnie trafia na pachołków bez jaj, takich jak Martino, albo ćpunów i degeneratów, którzy w przeszłości grali wielki futbol.

Simeone postawił na taktykę defensywną, która większości kojarzy się z czymś brzydkim, odpychającym, nudnym. Jednak gra Atletico Madryt wygląda zupełnie inaczej, to maszyna, która funkcjonuje wręcz idealnie. Czasami gdy oglądam spotkania Rojiblancos odnoszę wrażenie, że grają w osiemnastu. Drużyna atakuje 5/6 zawodnikami, traci piłkę i nagle przed szesnastym metrem tworzą się dwie linie, które liczną po pięciu piłkarzy. Niesamowite jest to, jak pracuje druga linia w tej drużynie. Celowo nie wymieniam nazwisk, bo to kolektyw, a nie indywidualności.

W spotkaniu z Barceloną drużyna Argentyńczka zagrała mecz perfekcyjny. Odrobić stratę z pierwszego meczu grając w takim tempie i z taką intensywnością to nic dziwnego. Dokonałoby tego więcej drużyn, jednak każda z nich po pierwszej połowie, albo maksymalnie po 60 minutach zebrałaby regularny oklep i pewnie skończyłoby się 1:3. Tutaj zadziałało jednak to nad czym Simeone pracuje od lat. Piekielnie mocna defensywa i automatyzm w działaniu. To, że Barcelona przez 45 minut tylko raz była w szesnastce drużyny z Madrytu można zrozumieć, skoro Atletico grało na 350%. Jednakże to, że w drugiej połowie gdy zaczęła się typowa obrona i opadnięcie z sił, a Blaugrana nadal była bezradna, to już jest godne podziwu. Pragnę przypomnieć, że w Barcelonie w przedniej formacji występują Leo Messi, Luis Suarez i Neymar.

W piątek trener Legi Warszawa zachował się jak burak i odezwał się bez szacunku do dziennikarza Canal Plus. Jakoś mnie to specjalnie nie zdziwiło, bo gościu wygląda na kompletnego buraka, a dodatkowo myśli, że jest celebrytą, kimś twardym etc. Spójrzcie jednak na jego twardość przy takim Simeone. Nie mówię już o wyglądzie i prezencji, której kompletnie brakuje temu wieśniakowi ze wschodu. Cholo ma ogromny szacunek do dziennikarzy. Zaprasza ich niemal na wszystkie treningi, zwłaszcza w okresie przygotowawczym. Uważa, że trening jest ważniejszy od meczu, to tam dopiero widać kto jak gra w piłkę, jak pracuje i przede wszystkim czy zasługuje na grę. Jak sam powtarza, nie wyobraża sobie pisać o futbolu oglądając tylko mecze. Nie rozumie jak można rozliczać trenera z czegoś o czym nie ma się pojęcia, bo skąd dziennikarz ma wiedzieć czego oczekiwał szkoleniowiec  i nad czym pracował, skoro widzi tylko mecz? Także burak z Rosji musiałby się nauczyć jeszcze wielu rzeczy żeby być tym kim by chciał być i kogo udaje.

Czytając biografię Simeone, jeszcze jeden aspekt prowadzenia drużyny zapadł mi w pamięć. Obecny trener Atletico Madryt uważa, że jedzenie wspólnych obiadów gdy w drużynie panuje kryzys jest mocno przereklamowane i to szczyt hipokryzji. On wyznaje zasadę, że jemy razem, ale nie kiedy jest źle, tylko zawsze. Dodatkowo zasiadamy do posiłku przy jednym wielkim stole, a nie mniejszych na 4/5 osób. Podczas obiadu, czy kolacji cały czas patrzymy sobie w oczy i to jednoczy wszystkich. Gdy mamy kilka stolików na parę osób, to każdy siada w swojej grupie narodowościowej, bo tak to zwykle bywa. Niby szczegół, ale jakże oryginalny i kluczowy na dłuższą metę.

Simeone dokonał jeszcze jednej wielkiej rzeczy. W ostatnich latach większość fanów futbolu z Fernando Torresa stroiło tylko żarty. Wszyscy zapomnieli jak wielki, to był napastnik swego czasu. Nic w tym dziwnego ja również byłem w tej grupie „podśmiechujków”. Cholo w złotym dziecku z Anfield odnalazł, to czym Torres zachwycał nas przed laty. Selekcjoner reprezentacji Hiszpanii parę dni temu zapowiedział, że El Nino wróci do reprezentacji. Tak to nie pierwszy raz, ale dzisiaj już nikt nie powie, że gra tam za zasługi, albo dlatego, że Hiszpania nie ma rasowego napastnika, to musi brać takiego pachołka. Na dzień dzisiejszy Hiszpania ma wielkiego napastnika jak miała niegdyś. Nazywa się on dokładnie tak samo jak wtedy – Torres!

Będąc trenerem wzorowałbym się na Simeone, nie na Guardioli. Przyszły menager Manchesteru City tworzy w inny sposób, Cholo jest bardziej zrozumiały, a równie efektywny i efektowny. O tym jak wielki to trener, mówi fakt, że gdy myślisz o Atletico, to pierwsze co ci wpada do głowy, to właśnie Simeone. W drużynie ze stolicy to trener jest największą gwiazdą, a nie piłkarze. Szczerze powiedziawszy obawiam się, że Atletico po odejściu Simeone może zatonąć i po jakimś czasie wypaść ze światowego topu. Miejmy jednak nadzieję, że nim to się stanie, sam Simeone znajdzie godnego następcę, który utrzyma to co zbudował w tak szybkim czasie. Odejście jest niemal pewne, nie wierzę, że ten człowiek oprze się pokusie zdobycia pucharu Świata, to w końcu Argentyńczyk i to z jajami!

Opublikuj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*