Kryzys barceloński

Duma Katalonii wyraźnie wpadła w kryzys, czego skutkiem jest odpadnięcie z Ligi Mistrzów już w ćwierćfinale. Dla kibiców Blaugrany jest to najgorszy moment tego sezonu. Mimo że ich drużyna w dalszym ciągu ma szansę na zwycięstwo w lidze i pucharze krajowym, to obrona tytułu Ligi Mistrzów była ich największym marzeniem.

Po zremisowanym starciu z Villarreal, a następnie przegranym z Realem Madryt prawie nikt o kryzysie nie myślał. Mówiło się, że porażka zdarzy się prędzej czy później, a nawet pojawiały się teorie według których lepiej, że przyszła ona teraz niż w którymś z kluczowych spotkań Ligi Mistrzów. Przegrane El Clasico miało być zimnym prysznicem dla podopiecznych Luisa Enrique przed dwumeczem z Atletico Madryt. Jak było dalej wszyscy wiemy. Wygrane w mękach starcie z Atleti na Camp Nou, kolejna porażka na Anoeta i na końcu klęska na Vicente Calderon i koniec przygody pod tytułem “Obrona Ligi Mistrzów”. W tym momencie wszyscy są już pewni, że kryzys Dumę Katalonii dopadł i nikt nie próbuje temu zaprzeczyć. Wszyscy również się zastanawiają skąd on się wziął, jakie są jego powody.

Powodów na pewno jest kilka. Drużyna Lucho jest po prostu w słabej formie fizycznej, jak i psychicznej. Mimo zapewnień szkoleniowca, że według jego raportów drużyna jest lepiej przygotowana fizycznie do kluczowej fazy sezonu niż rok temu to wszyscy widzą, że coś jest nie tak. Mówić można wiele rzeczy, jednak boisko na końcu i tak wszystko zweryfikuje. Piłkarzom Blaugrany wyraźnie brakuje paliwa w ostatnich spotkaniach. Nie są w stanie uderzyć pięścią w stół kiedy w czasie spotkania wynik zmienia się na niekorzyść. Mecz w Villarreal – kiedy zawodnicy Żółtej Łodzi Podwodnej doprowadzili do remisu, Barcelona nie była w stanie się obudzić i zareagować. El Clasico? Po bramce Pique na 1:0 Barca się zatrzymała, czego efektem było szybkie stracenie prowadzenia, a ostatecznie klęska. Spotkania na Anoeta i Vicente Calderon to dokładnie to samo. Szybko stracone bramki, a następnie bicie w mur. MSN i spółce wyraźnie brakuje iskry, którą zachwycali cały piłkarski świat na jesień. Zdecydowanie może to być efektem ogromnej ilości rozegranych dotychczas spotkań, pamiętajmy o Superpucharze Hiszpanii i Europy, a następnie Klubowych Mistrzostwach Świata.

No dobra, zawodnicy są zmęczeni? Wydaje się, że w takim wypadku trener powinien dokonać zmian albo wcześniej oszczędzać swoje największe gwiazdy. Jednak Luis Enrique nie miał i nie ma za dużego pola manewru. Przez pierwszą część sezonu niedostępni byli Arda i Vidal, a kiedy w końcu wrócili do gry, zdecydowanie nie spełnili oczekiwań. Zwłaszcza Turek jest póki co rozczarowaniem przez duże R. Wyciągnięty z ekipy Diego Simeone miał wnieść do drużyny intensywność oraz nieszablonowość, jednak jego obecna forma sprawia, że wielu sympatyków Blaugrany z chęcią wsadziłoby go do samolotu do Chin. Aleix Vidal natomiast wydaje się być póki co zagubiony. Styczeń to moment, w którym powoli rozpoczyna się kluczowa faza sezonu, a jemu przyszło walczyć o miejsce w składzie z uważanym przez niektórych za najlepszego prawego obrońcę na świecie Danim Alvesem oraz będącym w swoim najlepszym momencie kariery Sergim Roberto. Sytuacja na pewno nie do pozazdroszczenia po ponad półrocznej przerwie w rytmie meczowym. Oprócz nowych nabytków Enrique do dyspozycji miał Sandro i Munira El Haddadiego. Wydaje się, że gra pierwszego z nich nie wymaga komentarza, a Munir wyraźnie dojrzał w tym sezonie i strzelił kilka bramek w lidze oraz Pucharze Króla, jednak wystawienie go na starcie z Realem, czy też Atletico, to jak rzucenie szczeniaka do jaskini lwa. Warto również wspomnieć o słabej reakcji klubu w czasie styczniowego okienka transferowego. Wydaje się, że Luis Enrique był świadomy, jak ciężko będzie na koniec sezonu i to właśnie dlatego tak mocno zabiegał o transfer Nolito. Mimo, że zawodnik Celty na pewno nie jest zawodnikiem klasy Neymara, Suareza i Messiego to spokojnie mógłby odciążyć ich w meczach z mniej wymagającymi rywalami, czy też być lekiem na trudne momenty, którego brak był bardzo widoczny w ostatnich spotkaniach. Efektem tego jest niesamowicie rzadkie ściąganie tercetu MSN. W aktualnym sezonie Enrique z boiska ściągał raz Neymara, dwa razy Messiego i ani razu Suareza, kiedy w zeszłym sezonu wyglądało to następująco: Neymar dwanaście razy, Suarez piętnaście i Messi raz.

Ostatnim i możliwe, że najważniejszym może być słabsza forma (magicznego) tercetu napastników. W ich ostatnich poczynaniach zdecydowanie brakuje tej magii dzięki której Duma Katalonii masakrowała rywali wiosną ostatniego sezonu i jesienią tego. Spadek formy dopadł każdego z tej trójki. Neymara idealnie opisał w swoim tekście Tomasz Ćwiąkała: “Neymar kończył [2015] rok z 16 golami i 12 asystami w 19 meczach. W ostatnich 17 spotkaniach ma „zaledwie” 8 bramek i 7 otwierających podań. To wciąż nadzwyczajne osiągnięcia, ale – takie są fakty – dużo gorsze niż wcześniej. Z wyliczeń El Pais wynika też, że w ostatnich trzech spotkaniach o połowę posypała się także skuteczność dryblingu u Neya.” Następnie Messi. Najlepszy piłkarz świata w ostatnich pięciu meczach nie zaliczył żadnej bramki i żadnej asysty. Takiej serii nie miał jeszcze nigdy w swojej karierze. Jest jeszcze Luis Suarez. Urugwajczyk wielokrotnie pokazywał już jak dobrym jest napastnikiem i jak niewiele potrzebuje do zdobycia bramki, jednak nawet on nie jest w stanie zrobić czegoś bez wsparcia drużyny. El Pistolero bez Neymara i Messiego oraz reszty zespołu jest jak pistolet naładowany ślepakami.

Co w takim razie pozostało Dumie Katalonii?

Podopieczni Luisa Enrique muszą się jak najszybciej otrząsnąć, bo żeby obronić tytuł będą musieli się jeszcze nieźle napocić. Czeka ich również niesamowicie trudny finał Pucharu Króla przeciwko Sevilli, która w tym meczu będzie ogromnie zmotywowana. Dla Barcelony obecny sezon może być jeszcze wielki, jednak by tak się stało, musi ona znów pokazać swoją najlepszą wersję.

Opublikuj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*