Wtorkowe rozprawy – Sevilla prawie w czołówce

Jak co wtorek, Bartosz Burzyńskim tym razem o Sevilli. Klub z Andaluzji po raz trzeci z rzędu wygrał Ligę Europy, a w niedzielę poległ z FC Barceloną po dogrywce w finale Copa del Rey.

Od paru dni, a właściwie to miesięcy zastanawiam się czy klub w którym występuje Grzegorz Krychowiak można zaliczyć do absolutnego topu w europejskiej piłce. Byłem naiwny myśląc, że niedzielny finał pomoże mi w jakimś stopniu, to ocenić. Liczyłem na podpowiedź, a właściwie to potwierdzenie, że to dalej najlepsza drużyna wśród średniaków. Jednak, to już drugi finał z Barceloną i kolejna dogrywka. Sevilla zagrała bardzo dobry mecz, można nawet powiedzieć, że grali jak równy z równym. Co więcej gdyby Andaluzyjczycy mieli więcej pewności siebie i może trochę szczęścia, to mogliby skończyć to w regulaminowym czasie gry. Tak się niestety dla fanów Palanganas nie stało i podobnie jak w Superpucharze Europy, po dogrywce musieli uznać wyższość Katalończyków. Fakty są jednak takie, że mecze finałowe, czy to z Barcą, czy kimkolwiek innym, drużynie z Andaluzji wychodzą nadzwyczaj dobrze. Ciężko więc na podstawie tego stwierdzić, że nie nadają się do walki o najwyższe cele, ale…

Na podstawie tych dwóch finałów oczywiście stwierdzić tego nie można, brakuje jednakże zupełnie czegoś innego. Wystarczy spojrzeć na statystyki by wiedzieć, że drużynie Emeryego brakuje regularności. Po raz drugi z rzędu nie potrafią awansować do Ligi Mistrzów poprzez rozgrywki ligowe. W poprzednim sezonie co prawda walczyli o to do ostatniej kolejki, ale w tym ponieśli już całkowitą klęskę. Sezon uratowali Ligą Europy, którą trzeba powiedzieć sobie szczerze nie każdy traktuje poważnie. Gdyby nie głód Klopa i Liverpoolu, a co za tym idzie chwytanie się jedynej szansy na Ligę Mistrzów, finał rozegraliby najprawdopodobniej z Villarreal. Nie ujmując oczywiście Żółtej Łodzi Podwodnej, to nie byłby finał marzeń. W zeszłym roku w decydującym meczu grali z Dnipro, co już całkowicie pokazuje, że to tylko futbolowe zaplecze.

W Champions League, Sevilla do ostatniej kolejki biła się o trzecie miejsce gwarantujące udział w Lidze Europy. Udało się to osiągnąć rzutem na taśmę i w ostatecznym rozrachunku wyprzedzili Borussię Monchengladbach, o jeden punkt. Nawet przez moment nie było realnej szansy na awans do fazy pucharowej CL. Co prawda grali w tzw. grupie śmierci, bo mierzyli się jeszcze z Manchesterem City i Juventusem, ale niczego to nie zmienia. Jeśli chcesz być w topie, to musisz walczyć i przede wszystkim wygrywać też w takich spotkaniach. Opanowanie do perfekcji wygrywania z innymi średniakami w LE, albo z tymi którzy mają te rozgrywki gdzieś, może zapewnić tylko miano najlepszego w tym sorcie, albo ewentualnie zostaniesz pretendentem do wejścia na wyższy level.

Nie neguję sukcesu drużyny Emeryego, bo wygranie trzy razy pod rząd Ligi Europy jest bez wątpienia dokonaniem wielkim, ale rodzi się pytanie, czy to aby nie szczyt możliwości tej drużyny? Gdyby nie zasada, która ma miejsce od dwóch lat, że triumfator ma zapewnione miejsce w przyszłej edycji Ligi Mistrzów, to Sevilla mogłaby tylko pomarzyć o wielkim futbolu z prawdziwego zdarzenia. Rywalizację w lidze przegrywają regularnie, co więcej w tym sezonie po prostu zagrali żałośnie. Z takimi wynikami nie zakwalifikowaliby się nawet do Ligi Europy.

Jeśli Liverpool wygrałby we wtorek, a przecież mógł. Gdyby sędzia gwizdnął dwa słuszne karne dla drużyny z miasta Beatlesów, to Sevilla z duża dozą prawdopodobieństwa przegrałaby ten finał. Konsekwencje tego byłby takie, że w tym roku nie podnieśliby żadnego pucharu, ale nie to byłoby najbardziej bolesne. Sevilla w sezonie 2016/2017 nie zagrałby nawet w Lidze Europy. Nie zakwalifikowaliby się tam z prostego powodu, to drużyna która ani razu nie potrafiła wygrać spotkania wyjazdowego. Powtarzam ich liczba zwycięstw na wyjeździe w tym sezonie to 0! Słownie: zero.

Drużyna Krychowiaka do miejsca premiowanego możliwością gry w Lidze Europy, straciła aż 8 pkt, do czwartego Villarrealu aż 14 pkt! Do czołówki o której przecież mowa w tym felietonie aż 36 pkt. Przepaść jest ogromna i na czas obecny nie ma mowy żeby stawiać Sevillę w czołowym topie. Aby tam się znaleźć trzeba grać jak Atletico i to nie jeden sezon, tylko parę. Drużyna z Andaluzji jest topowy średniakiem, ale przez to, że tak dobrze poczynają sobie w LE budzą mylne wrażenie, że pchają się do czołówki. Być może i się pchają, ale na razie nie ma nawet mowy by mieli wejść na salony.

Wielu polskich dziennikarzy zastanawia się, czy Sevilla aby przypadkiem nie stała się za mała dla Grzegorza Krychowiaka. Polski piwot rozegrał dwa sezony na poziomie światowym, wyróżnia się, jest chwalony. W ramach podziękowania dostał nawet opaskę kapitańską. Jak łatwo się domyślić ta opaska była też kartą przetargową, aby jednak nie odchodził latem z klubu. Druga sprawa o której mówił sam Grzesiek, to trener Emery, którego pozostanie w Sevilli było bardzo ważne dla Polaka.

Parę miesięcy temu dyrektor sportowy Andaluzyjczyków – Monchi, powiedział, że klub dogadał się z Krychowiakiem, że jeśli ktoś wyłoży pieniądze pokrywające klauzulę odejścia tj. 40 mln euro, to ten będzie mógł odejść. Stwierdzenie wydaje się głupie, bo jeśli faktycznie ktoś opłaca klauzulę, to piłkarz nie potrzebuje już żadnego pozwolenia. Jednak nie jest to takie proste jak się wydaje, chodzi też w głównej mierze o pominięcie podatku i inne tego typu formalne sprawy. Bardzo rzadko w Hiszpanii ktoś pokrywa klauzulę odejścia, zwykle jest to kwota zbliżona, ale nie całościowa. Reasumując cała ta sprawa pokazuje jak ważny Krychowiak jest dla Sevilli. Jednak jeśli Grzegorz chce wygrać kiedyś Ligę Mistrzów i powalczyć o mistrzostwo kraju, to odejść musi. Z Sevillą poza pucharami pobocznymi, bo tak nazywam Ligę Europy, Puchar Króla, czy wszelkiej maści superpuchary, Polak nie wygra nic więcej.

Sevilla to idealne miejsce na ten etap kariery, który Krychowiak ma już za sobą. Jeśli się tam sprawdzisz i jesteś najlepszy, to znaczy, że zadanie wykonałeś. Po dwóch/trzech latach musisz zrobić krok dalej. W przypadku Krychowiaka naprawdę już nie potrzeba trzeciego sezonu, bo pewnie zagrałby kolejny wielki, ale jedyne co by mógł wygrać, to puchary poboczne. Poza tym w najlepszym wypadku trafi do jedenastki kolejki BBVA na koniec sezonu.

Niebawem rozpoczną się Mistrzostwa Europy we Francji i bardzo możliwe, że tam Krychowiak postawi przysłowiową kropkę nad I. Mam ogromną nadzieję, że za rok Krycha nie będzie już grał w Sevilli. Chcę tego, ponieważ będzie to jednoznaczne z tym, że po Robercie Lewandowskim mamy drugiego zawodnika, który będzie realnie walczył o wygranie Ligi Mistrzów.

Opublikuj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*