Wtorkowe rozprawy – Śmierć najważniejszego horkruksa futbolu

Jak co wtorek, Bartosz Burzyński tym razem o Johanie Cruyffie.

Zdradzę Wam tajemnicę. Często czekam do weekendu z napisaniem kolejnego felietonu, ponieważ tematyka jest dość wąska i sprawia to czasami problem aby stworzyć coś sensownego i ciekawego. Liczę więc, że może wydarzy się coś szokującego w kolejnych dniach i będzie po sprawie. Faktycznie czasami tak jest i nie ukrywam, że cieszy mnie to niezmiernie. Tak było m.in. w przypadku Zidane’a. Teraz również wydarzyło się coś ważnego, a nawet bardzo. Jednak o radości z tego powodu nie ma mowy. Powiem szczerze, że zamiast o Johanie Cruyffie wolałbym pisać tekst o Lopezie Blanco (lewy obrońca Sportingu Gijon). W ubiegły czwartek nie zmarł były piłkarz, były trener, to ktoś znacznie ważniejszy i nie tylko dla hiszpańskiego futbolu.

Po tej tragicznej wiadomości, wszystkie inne sprawy futbolowe odeszły na drugi plan. Nieważne były spotkania reprezentacji narodowych, wszyscy mieli to w dupie, albowiem odeszła część futbolu. Zmarł człowiek który zmienił tę grę w profesjonalną, wszystko co obecnie ma byt w dzisiejszym futbolu jest w jakimś stopniu nakierowane i naznaczone myślą Holendra.

Johan Cruyff powiedział kiedyś, że jest nieśmiertelny i to jest prawda. Nieważne, że chcą stadion Ajaxu nazwać jego imieniem, a mówi się nawet i o wpisaniu jego nazwiska do Camp Nou, w co akurat wątpię i to bardzo o czym później. To jest nieistotne, Cruyff jest nieśmiertelny tylko i wyłącznie dlatego, że odkrył futbol na nowo. Nazwa stadionu to będzie tylko hołd dla wielkiego zawodnika i trenera. Przecież taki Maradona czy Pele również po śmierci mogą doznać takich zaszczytów. Jednak nie zrobili dla futbolu nic poza tym, że grali w piłkę na kosmicznym poziomie. Holender zmienił kierunek i prędkość, z petardy stworzył bombę. Futbol byłby inny bez tego człowieka i to nie tylko piłka nożna tamtych czasów, ale tym bardziej obecnych. Nie wiem czy można coś jeszcze napisać o Johanie, bo powstało już multum tekstów i chyba wszystko zostało już powiedziane, ale nie wyobrażam sobie nie napisać o tym wielkim człowieku. Będzie to zupełnie inny tekst niż cała reszta, także zapinajcie pasy i spodziewajcie się czegoś odmiennego.

Ludzie mają to do siebie, że lubią kłamać i knuć intrygi. Zawsze się zastanawiam jaki jest w tym sens. Odpowiedź jest bardzo prosta, robią to po to żeby coś na tym zyskać. Świat byłby nudny jeżeli każdy miałby to samo zdanie. W moim przypadku jest tak, że lubię czasami oponować tylko po to żeby wywołać kłótnię, wymianę zdań. W takiej sprzeczce mogę zmienić opinię, bo tylko idiota tego nie robi. Jednak jeżeli od początku widzę, że komuś na łeb spadł sufit i głosi jakieś herezje i idiotyczne tezy, to zmiana zdania jest rzadkością. Naprawdę nieczęsto w takim wypadku dam się przekonać do czyjejś racji. Zresztą tak ma większość z Was, są tematy w których dalsza rozmowa nie ma sensu i kończy się zwykle słowami: „Dobra dajmy już sobie spokój, Ty wiesz swoje, a ja wiem swoje.” Najlepsze w tych kłótniach jest jednak to, że uczą one najwięcej. Znacie to uczucie, kiedy jesteście coraz bardziej wkurwieni, a ktoś co raz bardziej potęguje w Was ten stan poprzez argumenty które podaje żeby poprzeć swoje tezy? Wtedy w pewnym momencie wyciągany jest najcięższy kaliber, walisz na lewo i prawo byle mu dowalić tak żeby już się nie podniósł. Zwykle jest tak, że jeden leży już na deskach, ewidentnie udowodniłeś, że masz rację, ale i tak nie przyzna się do błędu. Nie mówi już żadnych argumentów, przebąkuje tylko, że i tak nie masz racji. Wiesz jednak, że wygrałeś, czujesz to nawet jak nikt Ci o tym nie powie. Ten który przegrał też o tym wie i jeśli tego nie powiedział na głos to i tak zmienił zdanie. Z następną osobą albo wcale nie będzie o tym rozmawiał, albo wypowie się, ale ze zmienioną wersją. Właśnie to z kłótni/konfliktów czyni narzędzie do ulepszania samego siebie i nieważne czy masz rację, czy jej nie masz. Cruyff był człowiekiem konfliktowym, z trudnym charakterem jak to się ładnie mówi w dzisiejszych czasach. Dzisiaj wydaje się jednak, że w większości tych sporów miał rację, co potwierdzają fakty. Ile przyniosło to dobrego dla sprawy którą się zajmował całe życie mówić nie trzeba.

Najpiękniejsze w tym jest to, że człowiek konfliktowy zmarł jako legenda. Nie tylko dlatego, że był wielkim trenerem czy piłkarzem. Prezes Zbigniew Boniek podczas wspomnień o Cruyffie powiedział, że gdy Johan wchodził do pokoju to każdy był cicho i czekał co powie Holender. Zdaniem Bońka to był ten typ człowieka, który wzbudza szacunek, respekt, zainteresowanie etc. Zrozumiałem wtedy, że mówi to osoba, która również potęguje taki sam typ szacunku. Niesamowite, że Zbigniew Boniek również odczuwa takie emocje względem drugiej osoby. Można powiedzieć, że Johan Cruyff to Zbigniew Boniek ale w większym wymiarze…globalnym!

Florentino Perez przyjechał specjalnie do Barcelony aby przemówić i pożegnać legendę. Jedno zdanie z wypowiedzi prezydenta Real Madryt szczególnie zapadło mi w pamięć:

„Myślę, że są ludzie, którzy nigdy nie powinni umrzeć, i Cruyff jest jedną z takich osób. Pamięć o nim będzie żyć wiecznie.”

Ciężko lepiej wyrazić emocje, a słowa padły przecież ze strony wroga i to nie jest zwykła fałszywa kurtuazja. Odchodzi człowiek który zmienił min. Barcelonę, ale to było tylko narzędzie, Cruyff był ponad to. On zmienił futbol, nie Ajax, czy Barcleonę… tylko futbol w szerokim rozumieniu.

Cała historia Holendra zaczęła się w Amsterdamie, gdzie Johan wychowywał się w biednej rodzinie. Dom w którym mieszkał wraz z rodzicami i rodzeństwem znajdował się nieopodal stadionu Ajaxu. Gdy miał 12 lat stracił ojca, który zmarł na zawał. Już od najmłodszych lat uczęszczał pod stadion i obserwował treningi drużyny z Amsterdamu. Po śmierci ojca, Pani Cruyff zaczęła dorabiać na stadionie jako sprzątaczka. Gdy Cruyff zaczął stawiać pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu poprosił mamę żeby rzuciła pracę sprzątaczki na stadionie. Sprawiało mu to pewien dyskomfort, czuł się z tym źle. Patrząc na charakter El Flaco nic w tym dziwnego, to typowe zachowanie dla jego osobowości. Podczas przygody z Ajaxem która dopiero się zaczynała Johan poznał miłość swojego życia. Danny która później została pierwszą i jedyną żoną Holendra nie była typową kobietą piłkarza. Nie gościła na okładkach gazet, dziennikarze nawet nie wymyślali na jej temat plotek, bo i tak nikt by nie uwierzył. Być może, to była jedyna osoba w życiu Cruyffa, która mówiła mu co ma robić i jak, a nie odwrotnie. W licznych wywiadach Boski Johan jak był później nazywany nigdy nie powiedział o niej złego słowa. Same superlatywy, albo wcale. Cruyff kochał futbol i pieniądze, ale przy Danny to wszystko traciło na wartości, to ona była jego największą miłością. Po raz kolejny pokazuje to, że był to niesamowity człowiek.

W Ajaxie poznał legendarnego trenera Rinusa Michelsa z którym zbudował coś z niczego. Dopóki ci dwaj panowie nie spotkali się na tej samej drodze, to Holandia była zaściankiem futbolowym. Po paru latach grała najpiękniejszy futbol na Świecie, a może i nawet w historii tego sportu. Nie ma znaczenia, że w 1974 przegrali finał mundialu z Niemcami i tak mówi się o legendarnej Holandii. Słowa, że styl jest nieważny jeżeli nie ma wyników wypadają tutaj idiotycznie. Cruyff zawsze powtarzał, że może grać defensywnie przez cały sezon, ale komu to sprawi przyjemność? Co więcej możesz przecież jeszcze męczyć się przez cały rok i nic nie wygrać.

Było już o kłótniach i konfliktach, ale skoro mowa o Johanie Cruyffie, to trzeba ten temat poruszyć jeszcze raz. Chcąc czy nie chcąc to właśnie go charakteryzowało. To był człowiek, który wszystkich ustawiał po kątach i mówił co kto i w jakim czasie ma zrobić. Jeżeli się z nim nie zgadzałeś, to olewał Cię i wyjeżdżał. W plotkarskich magazynach swego czasu dużo mówiło się o konflikcie z bratem. Nie akceptował on tego, że Johan ożenił się z Danny, a za agenta piłkarskiego wziął sobie teścia, którego Henny Cruyff nienawidził. Przez całe życie próbował znaleźć na niego haka, ale nigdy mu się to nie udało. Odpuścił dopiero po śmierci Costera (agent i teść Cruyffa). Kolejny głośny konflikt to oczywiście wojna z Louisem van Gaalem. Obaj Panowie byli uczniami tego samego mistrza, wcześniej wspomnianego Michelsa. Jednak van Gaal uważał, że tylko on rozumie filozofię legendarnego trenera, innego zdania był oczywiście el Salvador. Obaj Panowie nigdy za sobą nie przepadali, ale jeżeli słowo kompleks jest ostatnio nadużywane, to tutaj pasuje idealnie. Obecny trener Manchesteru United cierpiał na kompleks Cruyffa, zawsze w cieniu. Największym problemem w życiu van Gaala było to, że urodził się w czasach Cruyffa. Było też wiele, wiele innych konfliktów, czy to z władzami Ajaxu, czy Barcelony. Wielu Cules swego czasu co prawda zawsze wyrażało ogromny szacunek i respekt dla el Flaco, ale żądali oni wręcz odcięcia jego wpływów w klubie, podobnie było w Ajaxie. Dlatego możliwość nazwania Camp Nou imieniem Holendra wydaje mi się mocno przesadzona.

Cruyff nie żyje, ale pozostał Cruyfizm, który jest wyznawany na całym świecie. Jednym z największych uczniów i wyznawcą zarazem jest oczywiście Pep Guardiola, ale to nie tylko on szerzy nauki Cruyffa na całym Świecie. Gdy mówię o nieśmiertelności latającego Holendra to mam na myśli to, że każdego dnia mogę włączyć mecz w telewizji gdzie jakiś zespół będzie grał tak jak marzył o tym Johan. Czy to Arsenal, PSG, Manchester City, Barcelona, czy Ajax. Cały świat z wyjątkami gra tzw. futbol totalny i grać będzie dalej. To, że obrońcy są teraz skrzydłowymi nawet na boiskach okręgówki, to właśnie zasługa bohatera tego tekstu. Wysoki pressing, przesuwanie formacji. Najprostsze zasady gry, czyli wszyscy atakują i wszyscy bronią, to właśnie koncepcje Cruyffa. Zasada, że pressing zaczyna się od klasycznej dziewiątki która odcina jedną drogę środkowemu obrońcy, a później dobiega cała reszta, to właśnie ten futbol. Tak ten który podoba Ci się najbardziej, tak to ten po którym mówisz, ale to był zajebisty mecz.

Jak to zwykle bywa po śmierci wybitnej osoby, inne wybitne osoby wspominają. Christo Stoiczkow opowiedział natomiast świetną anegdotę już w 2013 roku. Co tym bardziej pokazuje, że była ona prawdziwa. Te po śmierci często są koloryzowane, a tutaj mamy pewność. Poniższa historyjka powstała 3 lata temu:

Nigdy nie miałem złych relacji z Cruyffem. A że czasami się nie dogadywaliśmy… Zgoda. Zacznijmy od tego, że żaden piłkarz nie lubi, gdy się go zmienia. On to robił, żeby mnie wkurwić, żebym był bardziej zmotywowany następnego dnia. Ludzie tego nie rozumieją. Wiesz, ile razy byłem u niego w domu na obierze tylko po to, żeby wytłumaczył mi, dlaczego ciągle mnie zmienia? Zanim stawiał mnie przed tablicą z założeniami taktycznymi, serwował obiad. Najtańsze jedzenie na świecie. Sałatka z jajkiem w środku. Mówiłem mu: „Kurwa, trenerze…”. A on mi na to: „Typowy Holender”.

Dziś Johan ma takie samo panowanie nad piłką, jak wtedy kiedy grał lub trenował. Pamiętam, że na każdym treningu strzelał z dystansu lub poprzeczkę. Zawsze jak z nim graliśmy, przegrywaliśmy. Zawsze. I zawsze na pieniądze. Skurczybyk, pewnego dnia na Teneryfie wygrał ze mną 100 tysięcy peset. Wziął mnie na bok przed meczem i powiedział: „Jeśli strzelisz gola, dam ci 100 tysięcy, jeśli nie, płacisz ty”. W pierwszej połowie prowadziliśmy 2:0. W przerwie zostaję zmieniony. Mówię mu: „Dlaczego do diabła mnie zmieniasz?”. Odpowiada: „Wisisz mi 100 tysięcy peset”. Skurwysyn, zawsze potrafił wkurwić. Ale tam gdzie byłem ja, był i on – Gala Złotej Piłki, Złoty But na mundialu w USA. Dlaczego? Bo to jest mój trener, mój ojciec.

Nie znajdzie lepszej opowiastki od tej Stoiczkowa. Właśnie taki był Holender, tak żył i tak został zapamiętany przez swojego „prawie syna”.

Niestety, ale nie miałem okazji żyć w tamtych czasach i podziwiać Boskiego Holendra, ale dzięki nowoczesnym technologią mam możliwość odtworzyć to jak wybitną był osobą. Co ważniejsze w dzisiejszym futbolu widzę Cruyffizm, a moje dzieci i wnuki również będą to dostrzegały, to jest prawdziwa nieśmiertelność! Nie jakieś pomniki, czy nazwy stadionu, albo ulic. To jest ulotne, ale to, że ludzie na całym Świecie grają według twojej filozofii nigdy nie zginie. Cruyff powiedział kiedyś, że lepiej pójść na dno przez swoje pomysły niż cudze. Doskonalszego przykładu i motywacji by podążać i ryzykować zgodnie z własnym sumieniem i rozumem nie znajdziecie.

Opublikuj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*